Przekaż 1.5% podatku Psiej Ekipie, KRS 0000697348

Filipek walczy z chorobą - potrzebuje cudu i swojego człowieka!

Filipek – dramatyczna walka o życie

Wróciliśmy niedawno z wizyty u onkologa z Filipkiem i trudno nam pozbierać myśli. Trudno oddychać. Bo choć jechaliśmy tam z nadzieją, że coś się wyjaśni, że wreszcie usłyszymy: „możemy działać”, wróciliśmy z ciężarem, który przygniata serce.

U Filipka wykryto gruczolaka na jelicie grubym, w okolicy odbytu. Zrobiliśmy tomograf, który miał dać odpowiedź, czy da się to usunąć. Czy jest ratunek. I owszem, jest. Ale za cenę tak wysoką, że trudno o niej mówić bez łez.

Byłaby to operacja bardzo wysokiego ryzyka. Potrzebne byłoby wycięcie dużego fragmentu jelita grubego i przyszycie reszty do okrężnicy. To skrajnie trudna ingerencja. I tak, może dojść do sytuacji, w której Filipka nie uda się wybudzić. Nie dlatego, że serce przestanie bić samo z siebie, ale dlatego, że w czasie operacji okaże się, że jelito nie nadaje się do przyszycia. Że się rwie, że się kruszy. Że nie będzie już możliwości, by go uratować. Że zaśniemy z nim, tuląc go przed salą… i już go więcej nie zobaczymy.

Ale jeśli nie zrobimy nic… żyjemy z bombą tykającą gdzieś głęboko w jego małym ciele. Ta zmiana, ta paskudna, bezlitosna zmiana, będzie wciąż rosła. Już teraz bardzo zwęziła kanał odbytu. Kupki Filipka są cieniutkie jak niteczki. I nadejdzie taki dzień, kiedy droga do wypróżniania zostanie całkowicie zablokowana. Wtedy jego organizm zacznie się buntować. Przestanie jeść. Zacznie wymiotować. I będzie cierpiał.

Jesteśmy rozdarci. Bezradni. Być może musimy wybrać między śmiercią na stole operacyjnym a cierpieniem, które może nadejść lada moment. Nie wiemy, co zrobić. Nie wiemy, która decyzja jest tą właściwą. Ale wiemy jedno…

Filipek nie może odejść, jakby nigdy nie istniał...

Chcemy, żeby zdążył zaznać miłości. Żeby ktoś był przy nim, kiedy przyjdzie ten dzień. Żeby miał swoje miejsce. Żeby jego imię ktoś wypowiadał z czułością. Żeby miał swoje miseczki, swoje ulubione kąty. Żeby nie odszedł jako pies mieszkający w fundacyjnym domu, ale jako czyjś. Kogoś ukochany pies.

Dziś stajemy przed Wami z sercami roztrzaskanymi na kawałki i jedyną nadzieją, jaka nam została, że ktoś spojrzy na Filipka nie jak na „chorego psa” czy „problem”, ale jak na istotę, która chce jeszcze poczuć, że żyje. Że ktoś go przytuli i powie: „dobranoc, mój piesku, jesteś bezpieczny”.

Zabraliśmy Filipka ze schroniska, bo wiedzieliśmy, że tam nie miałby szans. Leczyliśmy, diagnozowaliśmy, robiliśmy wszystko, co było możliwe, ale czasem to nie wystarcza…

Teraz możemy tylko wierzyć. W cud. I prosić o dom. Choćby na chwilę. Choćby na jeden ostatni wschód słońca, przy którym nie będzie samotny.

Wiemy, że szanse są nikłe. Że w świecie pełnym zdrowych, młodych, radosnych psiaków, mały, chory Filipek to prośba o cud.

Ale my wierzymy. Bo cuda się zdarzają. I dziś naprawdę go potrzebujemy.
Filipek go potrzebuje!!!

To nie jest zwykła adopcja. To akt miłości większej niż strach.
I jeśli możesz to zrobić, zrób to teraz. Bo może jutra już nie będzie.

Tel. 516 488 831 Agata
Tel. 881 655 905 Magda

Prosimy Was też o wsparcie dla Filipka. Ciągle aktywna jest jego zbiórka. Koszty leczenia będą się generować i niestety zwiększać. Już teraz wiemy, że są one dużo większe, niż początkowo zakładaliśmy. Dlatego bardzo prosimy Was o pomoc — również finansową. Każda złotówka ma znaczenie.

Link do zbiórki: https://pomagam.pl/6f34gb