Jedyna, najlepsza satysfakcja w wolontaryjnej pracy w fundacji to widok zaadoptowanego -uśmiechniętego psiego pyszczka. Rambo został uratowany z fatalnych warunków: ciasny kojec, który stał się karcerem i ta samotność... Wielka rana na boku-prawdopodobnie wylizana z permanentnego stresu, samotności i smutnej wegetacji. Rambunio zaraz po przejęciu przez fundację trafił do lecznicy a potem do płatnego hotelu. Ale to dopiero prawdziwy adopcyjny dom sprawił, że Rambo rozkwitł. Miłość, spacery, dobre jedzenie i zabawa to pragnienie każdego psa. Kochana Pani Aniu-dziękujemy, Pani całej Waszej rodzinie za podarowanie Rambusiowi domu marzeń.